Miałem kilka dni wolnych w ciągu tygodnia i szukałem ciekawych miejsc na szybką wyprawę. Pomyślałem więc, że wybiorę się kajakiem nad Bug.
Ciekawa rzeka, największy dopływ Narwi, mająca w Polsce 363km (całość 772km) jest zarazem 4 najdłuższą rzeką w Polsce. Samą Narew miałem okazję spływać parę lat temu, relacja dostępna na blogu.
Tym razem miałem jedynie 4 dni więc zaplanowałem spływ w formie 2 dni pod prąd i 2 dni z prądem. Była to zarazem forma sprawdzenia czy 2 dni pod prąd i 2 dni z prądem są dobrym rozwiązaniem czy przyszłe tego typu spływy organizować inaczej.
Na miejsce startu wybrałem ujście Bugu znajdujące się przy Zalewie Zegrzyńskim w Arciechowie. Znajduje się tam bardzo fajna dzika plaża. Jednak jest na tyle uczęszczana przez miejscowych, że dojazd jest bez problemowy a z zostawieniem auta też nie ma większego problemu. Znajduje się tam dziki parking, dość mocno wyjeżdżony.
Dotarłem na miejsce dopiero po godz 19, więc miałem niewiele czasu na sam spływ a musiałem się również śpieszyć z rozpakowaniem sprzętu i przetransportowaniem się plażą nad samą wodę.
Gotowy do startu byłem po godz 20, więc przy lipcowych dniach miałem mniej więcej 1,5-2h spływu i zaczęłoby być ciemno. Musiałem się śpieszyć.
Nie zwlekając wziąłem się za wiosłowanie. Pierwsze kilometry poszły całkiem sprawnie. Prąd nie był zbyt mocny a zachód słońca, który mienił się na horyzoncie jedynie dodawał otuchy do większej pracy.
Szeroka rzeka pokryta szuwarami i w oddali zapalające się światła domostw powoli znikały za horyzontem a moim oczom ukazał się, dzikszy etap rzeki. Ucieszyłem się, że już na samym starcie można było uciec cywilizacji.
Po 1,5h wiosłowania zacząłem szukać miejsca na nocleg, o które nie było trudno bo brzeg nie był wysoki a dziury w szuwarach są zrobione przez łódki i wędkarzy, którzy łowią ryby.
Miejscówka znaleziona, szybko rozbity obóz i mogłem chwile odpocząć. Jedynie komary nie dawały mi żyć. Tego wieczoru kładłem się bez kolacji bo dopiero co można powiedzieć ruszyłem z domu.
W nocy rój komarów, który wszedł razem ze mną do namiotu nie dawał mi spać przez pół nocy. Czułem się jak w filmie Rój z 1978r. Dźwięk wydawany przez pszczoły z filmu był identyczny do tego wydawanego przez te komary. Gdy otworzyłem namiot to pod tarpem zobaczyłem około 40 komarów siedzących jeden na drugim.
Gdyby nie moskitiera byłoby źle. To kolejny powód, żeby nie zapominać o mugu albo moskitierach.
Piękna pogoda zachęcała do szybszego zjedzenia śniadania i spakowania obozu i wyruszenia w nieznane. Byłem na Bugu pierwszy raz, nie znałem tego odcinka. Miałem mapę więc wiedziałem gdzie są jakieś przeszkody lub wyspy. Jednak powstające mielizny i wyspy przy płynięciu pod prąd były trudne do ominięcia.
Nie pomagał również fakt, że rzeka niosła sporo osadu, piasku, więc miała z czego budować kolejne mielizny i wyspy.
Na rzece byłem tylko ja, nawet nie mijałem wielu wędkarzy więc mogłem spokojnie cieszyć się rzeką.
Kolejne kilometry mijały całkiem szybko, początkowe tempo miałem bardzo dobre, 5,5km. Potem niestety z kolejnymi godzinami i szybszym nurtem tempo spadło do 4km. Nie obyło się również bez wychodzenia z kajaka i ciągania go po mieliźnie.
Gdy dochodziła godzina 16 zbliżyłem się do okolic Wyszkowa. Tam chciałem robić postój. Z obserwacji mapy najdogodniejsze miejsca na bazę były przed Wyszkowem lub za nim. Jednak gdy sprawdzałem jedną z miejscówek, zauważyłem na rzece kajakarza.
Po chwili dopłynął do mnie i mogliśmy chwile porozmawiać. Bardzo miło było spotkać kolejnego kajakowego zapaleńca.
Krótka przerwa i ja wróciłem do szukania miejsca na nocleg a kajakarz popłynął dalej.
Ciekawe miejsce z kawałkiem cienia znalazłem na wysokości wieży obserwacyjnej.
Cień to było to czego tego dnia szukałem, po całym dniu słońca. Na wodzie nie było takiego problemu dopóki był wiatr ale jak zanikł słońce dawało popalić.
Szybko postawiony obóz, obiad przygotowany tym razem na kuchence i mogłem odpocząć.
Zacząłem kalkulacje trasy. Miałem dzień i kawałek płynięcia pod prąd za sobą i 2 dni płynięcia z prądem. Postanowiłem, że będę wracać. Zobaczymy ile zajmie droga powrotna.
Dzień trzeci przywitał mnie przelotnym deszczykiem. Miła odmiana po wczorajszym słońcu. Gotowy do drogi ruszyłem przed siebie.
Lubię pływać w taki sposób kajakiem, bo za każdym razem trasa wygląda inaczej. Człowiek zwraca uwagę na zupełnie inne rzeczy.
Dzisiejsza pogoda była typowo kajakowa, chmury, wiatr i ciepły dzień ale nie gorący. Można było się oddać bez przeszkód wiosłowaniu.
Co ciekawe, z prądem mielizny nie robiły takich problemów jak dzień wcześniej.
Za to wiejący wiatr, momentami robił naprawdę wysokie fale jak na rzekę, przypominał mi trochę zbiornik Włocławski.
Podsumowując trasę z prądem pokonałem w ciągu 4,5h nie śpiesząc się.
Wniosek na koniec miałem taki, że kolejne tego typu spływy będę robić 2:1, 2 dni pod prąd i 1 z prądem. Nad Bug jeszcze wrócę, mam ochotę spłynąć go całego.
Comments