Wycieczka rowerowa to świetny sposób na aktywne spędzenie wolnego dnia.
Jazda na rowerze to jedno z najzdrowszych ćwiczeń fizycznych.
Chociaż więcej czasu spędzam na pieszych wycieczkach niż na rowerowym siodełku, to nie zapominam o moim starym, dwukołowym przyjacielu. :)
Słoneczny poranek zwiastował dobrą pogodę. Postanowiliśmy więc ten dzień spędzić w Mazowieckim Parku Krajobrazowym.
Raźnie ruszyliśmy w drogę. Nasza zaplanowana trasa nie była długa - zakładaliśmy przejechanie ok. 50 km.
Wyruszyliśmy z okolic ronda Wiatraczna (Warszawa, Praga Południe).
Przejechaliśmy przez rezerwat przyrody Olszynka Grochowska. Następnie kierowaliśmy się Traktem Brzeskim w stronę Starej Miłosnej, by w odpowiednim momencie odbić na prawo i dojechać do szlaku czerwonego w pobliżu Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu.
Im głębiej w las, tym robiło się piękniej. Otaczała nas soczysta, wiosenna zieleń. Z radością wdychaliśmy świeże, pachnące lasem powietrze.
Zatrzymaliśmy się na krótki postój. W leśnej gęstwinie niewidoczne ptaki dawały przepiękny koncert. Zasłuchaliśmy się w dźwięki lasu. Nagle na pobliskim drzewie przysiadł pstrokaty dzięcioł. Obadał drzewo. Nie znalazł jednak nic ciekawego i zawiedziony odleciał.
My też ruszyliśmy w dalszą drogę. Stąd już blisko było do grobu nieznanego żołnierza z 1944 r. na jednej z licznych wydm. Choć nieznany, nie został zapomniany - jego grób jest zadbany.
Kolejnym przystankiem na naszej trasie było malownicze torfowisko leśne Macierowe Bagno. Dawniej na tym terenie wydobywano torf.
Niektóre źródła podają, że Macierowe Bagno to północna część uroczyska Zielony Ług.
Szlak prowadził nas skrajem torfowiska.
W Mazowieckim Parku Krajobrazowym nie zawsze można polegać na oznaczeniach szlaków. Tak też było i tym razem. W pewnym momencie szlak urwał się. Kierując się kompasem, po pewnym czasie znów się z nim spotkaliśmy. Cóż, uroki MPK. :)
Kilka kilometrów od Macierowego Bagna znajduje się piękne torfowisko Biały Ług.
A co to takiego ten "ług"? Prasłowiańskie słowo "ług" oznacza bagno lub mokradło.
Dotarliśmy do rzeki Mieni. I tu czekała nas niespodzianka. Znaki szlaku czerwonego znów nas opuściły. Mapa wskazywała, że szlak wiedzie mostkiem przez rzekę. Ale gdzie on jest? Na rzece zamiast mostka leżało przewrócone drzewo. Po naszej stronie rzeki dalej były już tylko krzaki. Cofnęliśmy się, żeby sprawdzić czy na pewno nie pominęliśmy właściwego szlaku. Nie znaleźliśmy innej drogi. Jedynym wyjściem była przeprawa po powalonym drzewie.
Na drugim brzegu, kawałek za tą przeprawą, ponownie pojawiły się czerwone znaki. Jednak zostawiliśmy szlak i skierowaliśmy się do miejscowości Emów.
Tu zatrzymaliśmy się przy tablicy informacyjnej, na której były zaznaczone fortyfikacje z czasów I wojny światowej. Postanowiliśmy, że tym razem ruszymy dalej naszą wyznaczoną trasą, a fortyfikacje zwiedzimy innym razem.
Z Emowa bezproblemowo dotarliśmy do Otwocka, a stąd z powrotem prosto do Warszawy.
Opisana trasa to to ciekawa propozycja na jednodniową, kilkugodzinną przejażdżkę niespiesznym tempem. Nie jest to gładki szlak zachęcający do dynamicznej jazdy. Jednak w tak pięknych okolicznościach przyrody nie warto się spieszyć. :)
Comentários